W ostatnim czasie zrobiło się głośno o powstaniu nowego rezerwatu przyrody w województwie opolskim, którego przedmiotem ochrony jest rzadki polski wąż – gniewosz plamisty. Bardzo nas ten temat zaciekawił i chcemy się dowiedzieć więcej o tym pozytywnym wydarzeniu w świecie polskiej przyrody. Dlatego dziś Stowarzyszenie Ekologiczne Etna pyta u źródła. Joanna Pusz, asystent ds. projektów i ja, Renata Hebda, wiceprezes Etny i koordynator bieżącego projektu, rozmawiamy z Aleksandrą Kolanek, prezeską Towarzystwa Herpetologicznego NATRIX z Wrocławia, to właśnie dzięki ich pracy i zaangażowaniu powstał ten rezerwat.

Renata Hebda: Witamy serdecznie, na początek chciałabym zapytać, jak trafiliście na teren obecnego rezerwatu i dlaczego akurat tam? Od czego to się w ogóle wszystko zaczęło?  

Aleksandra Kolanek: Dzień dobry, bardzo mi miło. Badania w gminie Gogolin rozpoczęły się w ramach konkursu Quarry Life Award, do którego Towarzystwo zgłosiło się w 2014 roku. Konkurs organizowany jest przez koncern HeidelbergCement, który w Polsce ma kilka kopalni, w tym kopalnię wapienia Górażdże. Kopalnie partycypujące ogłaszają, że można na ich terenie realizować jakiś projekt chroniący przyrodę. Następnie efekty zwycięskich projektów włączane są w strategię ochrony bioróżnorodności kopalni oraz w plany rekultywacji. Konkurs ma dwa etapy; polski i międzynarodowy. 

RH: Wy zajęliście się kopalnią w Gogolinie…

AK: Przeglądaliśmy kopalnie biorące udział w konkursie i natrafiliśmy na bardzo krótką wzmiankę, że w okolicach kopalni wapienia Górażdże stwierdzono gniewosza plamistego. Do tej pory nie mieliśmy z tym gatunkiem wiele do czynienia, ale zawsze chcieliśmy się nim zajmować, bo jest bardzo ciekawy, zresztą jak sama kopalnia.

Gniewosz plamisty. Fot. Aleksandra Kolanek

Gniewosz plamisty (Coronella austriaca) – niejadowity wąż o drobnej budowie, dorosłe osobniki mierzą około 70 cm. Kolor ciała gniewosza to odcienie brązów i szarości, za głową ma ciemnobrązową plamę, a rzędy mniejszych plam biegną wzdłuż całego ciała. Łuski mienią się w słońcu rdzawym połyskiem, stąd inna nazwa tego węża – miedzianka. Gniewosze bywają mylone ze żmiją zygzakowatą.

To jest gatunek, który swoją całą strategię przetrwania opiera na byciu niewidocznym, zarówno jeśli chodzi o ubarwienie, jak i zachowanie. (…) Gniewosz trzyma się albo otwartych polan, albo stref przerzedzonego, młodego lasu i stref ekotonowych. Wybiera miejsca gdzie jest dużo światła (…).

Aleksandra Kolanek

Poza tym moja rodzina z tamtych rejonów pochodzi, więc to też była dla mnie dodatkowa wartość. Wybraliśmy pod inwentaryzacje właśnie ten obszar, ponieważ występuje tam wiele płazów. Chcieliśmy je lepiej zbadać i przy okazji poszukać gniewosza. W trakcie projektu okazało się, że w samej kopalni nie ma gniewosza, ale występuje na terenach otaczających. Podczas wizyt sprawdzających okolice kopalni, udało nam się znaleźć kilka osobników. Na takim etapie zakończył się projekt do konkursu Quarry Life Award. Nasze opracowanie na etapie polskim zajęło 3. miejsce, później okazało się, że zakwalifikowało się także do etapu międzynarodowego, który jest rozstrzygany osobno, a nagrody przyznaje osobne jury. No i ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu i radości, okazało się, że na etapie międzynarodowym spośród tych wszystkich projektów ze wszystkich krajów zdobyliśmy Grand Prix — pierwsze miejsce! Koleżanka (wówczas prezeska stowarzyszenia), która pojechała na galę zadzwoniła do mnie i mówi: „słuchaj – wygraliśmy”, zapytałam: „w której kategorii?”, a ona powiedziała „nie, w żadnej kategorii w ogóle pierwsze miejsce!” … „ok” (haha).

Joanna Pusz: Ale sukces!

AK: Było to o tyle szokujące, że to był pierwszy tak duży projekt NATRIXa, niedługo po powstaniu Towarzystwa. Dzięki takiemu zastrzykowi gotówki mieliśmy zagwarantowaną stabilność finansową, która jest, jak same wiecie, kluczowa w działaniu organizacji pozarządowych. Mogliśmy poświęcić się jednemu, większemu projektowi. Po bliższym przyjrzeniu się temu siedlisku zauważyliśmy, że ma ono pewien potencjał i przypuszczaliśmy, że może tam faktycznie żyć większa populacja. Nie spodziewaliśmy się jednak, że będzie aż tak duża! Bo to szacunkowo 150 osobników! Dzięki nagrodzie w konkursie Quarry Life Award mogliśmy później prowadzić badania różnymi metodami, także takimi, które wymagały kupienia sprzętu, mieliśmy też środki na same wyjazdy.

JP: A jaka była metodologia badania tej populacji gniewosza?

AK: Przy gniewoszu metodyka uwzględnia wykładanie sztucznych kryjówek. Samo szukanie tego węża w terenie metodą “na upatrzonego”, kiedy idziemy transektem i po prostu wypatrujemy zwierząt, jest naprawdę bardzo mało efektywne. Przytoczę anegdotę — podczas jednego wyjazdu idąc w kilka osób ścieżką leśną, wydeptaną przez zwierzynę, cztery osoby przeszły, a dopiero piąta osoba zauważyła, że zaraz obok ścieżki leży gniewosz. Po prostu leży. To jest gatunek, który swoją całą strategię przetrwania opiera na byciu niewidocznym, zarówno jeśli chodzi o ubarwienie, jak i zachowanie. Jeżeli podniesiemy np. kamień i pod spodem jest gniewosz, to on najczęściej przez pierwsze kilka, może nawet kilkanaście sekund leży i się nie rusza. Zdarzało mi się też badać zaskrońce… kiedy się takiego zobaczy, to od razu trzeba się rzucić za nim w trawę, bo on po prostu nie czeka i ucieka.

Przy chwytaniu gniewosza (na które trzeba mieć zezwolenie, jak na każdy gatunek chroniony) nie ma się poobijanych kolan i łokci, ale też trudniej węża zobaczyć. Z tego względu my od początku stosowaliśmy metodę sztucznych kryjówek, czyli w mniej więcej regularnych odstępach na terenie badań rozkładaliśmy kawałki papy dachowej lub onduliny, jakikolwiek materiał, który szybko się nagrzewa. Pułapki miały wymiary mniej więcej metr na 1,5 m – ważne, żeby ten najmniejszy wymiar raczej nie był niższy niż metr. I następnie, przy okazji wizyt w terenie, takie struktury się podnosi i sprawdza.

JP: Czy zawsze w pułapkach były węże?

AK: Z gniewoszem jest ten problem, że jego aktywność jest bardzo uzależniona od pogody. Jak wszystkie gady, lubi się wygrzewać, ale nie lubi bardzo mocnego słońca, jak się nagrzeje to chowa się i czeka na ofiarę. Trzeba było więc podczas wizyt w terenie załapać się na okienka pogodowe. Takie okienka potrafią być dosyć krótkie i są uzależnione od pory roku.

RH: A jak wyglądały badania z użyciem sprzętu specjalistycznego?

AK: Używaliśmy telemetrii, dokładniej mówiąc — namierzaliśmy węże za pomocą radiotelemetrii. Mieliśmy ten komfort, że dzięki zdobytej nagrodzie, mogliśmy kupić potrzebny sprzęt, który jest po prostu drogi. Myślę, że taki wydatek zdecydowanie się opłacił, bo teraz mamy na wyposażeniu anteny i odbiorniki, które możemy wykorzystywać w różnych projektach i to jest większość kosztów telemetrii. Same nadajniki to koszt znacznie niższy.

Gniewosz z nadajnikiem. Fot. Aleksandra Kolanek

Właśnie dzięki telemetrii zobaczyliśmy gdzie i jak daleko gniewosze na tym obszarze się przemieszczają. Udało nam się też zidentyfikować zimowiska. Znamy miejsca zimowania węży, dzięki czemu wiemy, w których miejscach absolutnie nie można prowadzić żadnych prac w okresie chłodnym. Wykorzystywaliśmy drona, żeby wykonać ortofotomapy tego terenu i na ich bazie przeprowadziliśmy badania mikrosiedlisk. Sprawdzaliśmy m.in. czy te konkretne mikrosiedliska, w których siedzą węże, różnią się od miejsc, w których węży nie stwierdziliśmy. Oczywiście rozmieszczenie osobników nie jest wcale równomierne. Udało nam się zbadać i nawet opublikować, że młode gniewosze uciekają w mniej optymalne siedliska — tam, gdzie nie ma dorosłych osobników, które mogą na nie polować. Młode wybierają więc mniej korzystne siedliska, aby być bezpieczne, kosztem mniejszej okazji do termoregulacji, unikają dużych osobników, które są dla nich zagrożeniem.

Gogolińska populacja gniewoszy została więc przebadana wzdłuż i wszerz, łącznie z tym że we współpracy z niektórymi uczelniami, także zagranicznymi, prowadziliśmy badania dotyczące chorób grzybiczych i zarażenia salmonellą, są to wyniki w trakcie publikacji. Wyszliśmy z założenia, że skoro już idziemy w teren, łapiemy węże, mierzymy i ważymy, to po prostu przy okazji zbierzemy tyle danych ile się da, bez szkody dla samych zwierząt. Na te działania mieliśmy oczywiście odpowiednie zgody wydane przez organy ochrony przyrody. To wszystko później procentuje. Wniosek o utworzenie rezerwatu, który złożyliśmy do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Opolu był naprawdę bardzo szczegółowy i dokładnie opisany.

JP: Od razu nasuwa się pytanie, czy na bazie stworzonej ortofotomapy udało się wyszczególnić najlepszy typ mikrosiedlisk? Jeśli tak, to jakie są optymalne siedliska dla gniewosza?

AK: W przypadku tej konkretnej populacji gniewosz trzyma się albo otwartych polan, albo stref przerzedzonego, młodego lasu i stref ekotonowych. Wybiera miejsca gdzie jest dużo światła, jak na przykład wychodnie wapienia, które pozostały po eksploatacji, różne dziury, zapadliny i tak dalej, w takich miejscach w obrębie projektowanego wówczas rezerwatu gniewoszy było naprawdę bardzo dużo. Dlatego jednym ze wskazań ochronnych w rezerwacie będzie wykaszanie niektórych powierzchni i ręczne usuwanie pojedynczych drzew i krzewów.

JP: No tak, utrzymanie cennych walorów siedlisk półnaturalnych wymaga czynnej ochrony. A czy gniewosze są terytorialne, czy trzymają się razem? Czy przemieszczają się na dalekie odległości? 

AK: Gniewosze zimują gromadnie – na terenie rezerwatu jest kilka zimowisk, w których namierzaliśmy różne osobniki. W trakcie sezonu aktywności jest już różnie. Młode unikają dorosłych, a samce w sezonie godowym rywalizują ze sobą, więc raczej konkurują. Ale ogólnie rzecz biorąc, to raczej węże nie trzymają się razem i nie przemieszczają zbyt daleko. Chociaż raz mieliśmy taką sytuację, że pod jedną sztuczną kryjówką znaleźliśmy 5 gniewoszy  – to był po prostu jeden konkretny dzień, nigdy później się już nie powtórzył. Tego dnia mieliśmy w terenie łącznie 7 gniewoszy! Zawsze mamy ze sobą płócienne worki, żeby trzymać gniewosze osobno, bo one w stresie lubią się wzajemnie kąsać. No więc każdy leży w osobnym worku, węże się w nich uspokajają, bo jest ciemno i cicho, podobnie jak ptaki podczas obrączkowania. Wtedy mieliśmy tylko 4 worki przygotowane, więc cztery węże siedziały w workach, a piątego trzeba było trzymać w ręce. Każdego osobnika trzeba pomierzyć, poważyć i obejrzeć, każdy musiał poczekać cierpliwie na swoją kolej.

Namierzanie węży. Fot. Edyta Turniak

RH: Badając gniewosze, skąd wiedzieliście, że to nie ten sam osobnik, właśnie po tych cechach jak waga, długość? 

Znakowaliśmy węże w sposób nieinwazyjny, czyli obcinając fragmenty łusek (zrogowaciała, martwa tkanka) i notując po prostu, która łuska została obcięta. Okazało się, że jeśli gniewosz siedział w jednym miejscu, to zazwyczaj był w tym konkretnym miejscu dłuższy czas (chyba że to był samiec, wtedy faktycznie w sezonie trochę się przemieszczał). Samice były bardziej stacjonarne, jeśli w 2015 roku konkretna znajdowana była pod jedną papą, to na przykład w 2017 też znajdowaliśmy ją pod tą samą papą.

JP: To rzeczywiście bardzo osiadły gatunek, stąd też myślę, że ta obszarowa forma ochrony jaką jest rezerwat, jest tak ważna. Bo populacja nie będzie w stanie przejść w inne, lepsze miejsce, jeśli tam zacznie się dziać coś niekorzystnego. Niektóre gatunki tak mają, może nawet nie tyle nie są w stanie się przemieścić, ale są bardzo niechętne. Ja teraz się zajmuję nietoperzami i wśród nich też zdarzają się gatunki bardzo przywiązane do jednego konkretnego miejsca, niechętne na jakiekolwiek modyfikacje i zmiany w siedlisku. Są wśród nietoperzy zasiedlających strychy gatunki tak nieznoszące zmian, że podczas renowacji budynku, należy zachować dokładnie ten wlot, z którego korzystają i który znają, bo nawet jeśli stworzy się im nowy piękny wlot, one będą próbowały wlatywać w dawnym miejscu. Dlatego w przypadku gatunków skrajnie osiadłych, rezerwaty są konieczne i świetnie, że dla gniewosza takowy powstał.

AK: No właśnie, a to jest w lekkim zagłębieniu, dlatego wspinanie po stromych zboczach dodatkowo nie zachęca gniewoszy do przemieszczania się.

Gniewosz plamisty. Fot. Aleksandra Kolanek

JP: A jakie inne ciekawe lub rzadkie gatunki znaleźliście na obszarze rezerwatu? 

AK: Znaleźliśmy gatunki, które tak jak gniewosz, związane są z murawami kserotermicznymi. Była to np. modliszka zwyczajna, której tam jest dosyć dużo. A poza tym, to wydaje mi się, że najciekawsze będą płazy. Na terenie rezerwatu znajdują się zbiorniki wodne. W tych zbiornikach siedzą m.in. traszki zwyczajne, traszki grzebieniaste, jest żaba dalmatyńska, rzekotka drzewna i ropuchy zielone, z gadów są zaskrońce, jaszczurki zwinki i bardzo dużo padalców zwyczajnych, więcej niż gniewoszy! One zresztą też wchodziły bardzo chętnie pod te nasze rozłożone papy. Co więcej, padalec jest chyba nawet mocniej przywiązany do konkretnych miejsc niż gniewosz, co z jednej strony nie jest zaskakujące, no bo to jest gatunek, który nie ma zbyt imponujących możliwości, jeśli chodzi o wędrówki, ale to zazwyczaj gniewosza się z tym kojarzy.

RH: To wszystko bardzo ciekawe! A proszę przybliżyć proces powstawania rezerwatu? Ile zajęło zebranie materiału przedstawionego we wniosku, to było około 5 lat pracy zanim powstał ten rezerwat, dobrze liczę? 

AK: Wniosek o utworzenie rezerwatu przyrody złożyliśmy w październiku 2020 roku. Nasze badania gniewosza trwały 6 pełnych sezonów terenowych. Po tym czasie, jak już te dane zebraliśmy w całość, to wysłaliśmy wniosek do RDOŚiu w Opolu. No i te 2 lata, które minęły, to był czas na procedury administracyjne. Ogólnie wniosek może złożyć każdy, wystarczy uzasadnić, dlaczego chcemy, aby gdzieś powstał rezerwat, czyli czy obszar ma cenne walory przyrodnicze, wówczas RDOŚ musi wszystko dokładnie sprawdzić. W naszym przypadku było nieco inaczej – my przedłożyliśmy pełne, szczegółowe opracowanie, zawierające komplet informacji (historię terenu, mapy, szczegółową inwentaryzację przyrodniczą wraz z dokumentacją, dane GIS), to z pewnością pomogło i przyspieszyło cały proces.

Były też propozycje połączenia rezerwatu z innym i powiększenia, ale ostatecznie to nie wyszło. Moim zdaniem tak jest lepiej, bo tamten miał być florystyczny, a to jednak troszeczkę inna specyfika. W ten sposób powstał pierwszy faunistyczny rezerwat w województwie. Biorąc pod uwagę, że gniewosz jest gatunkiem parasolowym to tym sposobem ochronie będzie podlegał cały zespół gatunków występujących na tym obszarze.

JP: I tak jak czytamy na stronie GDOŚiu, to będzie rezerwat bez możliwości wejścia?

AK: Gdy składaliśmy wniosek, to nie wnioskowaliśmy o zamykanie tego terenu, ale RDOŚ zdecydował inaczej. Ta decyzja jest dobra, więcej argumentów było za tym, żeby jednak go nie udostępniać, no więc zobaczymy na ile ten zakaz będzie przestrzegany. 

JP: Ale obszar ten będzie ogrodzony?

AK: Ma być szlaban.

JP: No tak, to jak już ktoś zobaczy szlaban, to może się chociaż 2 razy zastanowi zanim wejdzie.

AK: Tak, w ogóle gniewosz plamisty występuje w paru miejscach na terenie całej gminy Gogolin, ale nigdzie tak licznie, jak właśnie na terenie tego rezerwatu.

RH: W  innych miejscach w Polsce populacje są dużo, dużo mniejsze. Te 150 osobników to jest taki naprawdę ewenement w skali naszego kraju.

AK: Tak, choć bywają takie populacje, gdzie faktycznie jest porównywalna liczba osobników, ale na o wiele większym obszarze. Porównywalna liczba osobników notowana jest w całym nadleśnictwie Włocławek. Tam faktycznie jest bardzo dużo gniewoszy, podobnie w całym Kampinoskim Parku Narodowym. Tylko, że mówimy o zupełnie innej skali przestrzennej, Kampinos jest olbrzymi (prawie 400 km kwadratowych), nadleśnictwo Włocławek również jest bardzo duże (ponad 23 tysiące hektarów), a tu mamy niecałe 30 hektarów i porównywalną liczebność gniewoszy. Ta szacowana liczebność 150 osobników została wyliczona przez algorytm na podstawie danych z metody capture-mark-recapture, obliczający powracalność i powtarzalność osobników. Te 150 to jest raczej założenie minimalne. Myślę też, że dużo więcej raczej ich nie będzie, pojemność siedliska jest ograniczona. No ale i tak jest to naprawdę dużo. 

RH: A czy były jeszcze jakieś ciekawe albo zaskakujące momenty w trakcie badań poza tą papą, pod którą było 5 osobników naraz?

Gniewosz plamisty. Fot. Aleksandra Kolanek

AK: O kurcze, to mi teraz ćwieka zabiłaś… Znaczy były na pewno takie momenty, jak robiliśmy telemetrię, zakładaliśmy nadajnik wężowi i sprawdzaliśmy oczywiście czy ta bateria działa, czy wszystko jest w porządku. Bateria jak się wyczerpuje to troszeczkę inaczej ćwierka na odbiorniku. No i była taka sytuacja, że przyjechaliśmy kilka dni po założeniu sprawnego w pełni naładowanego nadajnika i nagle nie było w ogóle nic, cisza, zero sygnału, więc albo gniewosza zjadł np. dzik i nadajnik uległ zniszczeniu, albo jakiś ptak drapieżny porwał tego osobnika i odleciał poza zasięg.  

Był też taki jeden sezon… my zwykle jeździliśmy w teren od kwietnia do października. No i trafił się taki sezon, że w kwietniu nic nie widzieliśmy. Hmm, w maju wciąż nic, czerwiec, lipiec, sierpień nic, żadnych węży! Więc pojawiły się myśli: “Może coś się stało, gdzie jest ta populacja? Gdzie są te węże?”. A one dopiero we wrześniu zaczęły nam się pokazywać. Po prostu wiosna była zimna (trudno było trafić w dobrą pogodę), lato było bardzo gorące (więc węże musiały być aktywne albo bardzo wcześnie, albo bardzo późno) i dopiero jesienią były takie warunki, że faktycznie można było o sensownej porze zobaczyć gniewosze w terenie. Jesienią pojawiły się dodatkowo młode, a młode są zawsze bardziej widoczne niż dorosłe. Ale przez część sezonu było pewne zwątpienie i dużo zastanawiania się, o co chodzi i co się stało.

Był też taki moment, że przyjechaliśmy w teren, a pośrodku polanki 20 opon od tira. Ktoś po prostu wjechał do lasu i 20 opon od tira wyrzucił! My byliśmy cały czas w kontakcie z nadleśnictwem, więc zgłosiliśmy i zareagowali naprawdę błyskawicznie — gdy następnym razem przyjechaliśmy, to po śmieciach nie było śladu.

RH: Czyli rezerwat położony jest na terenie Lasów Państwowych?

AK: Tak, ten teren należał do Lasów Państwowych. Nadleśnictwo na początku miało parę uwag do rezerwatu, ale szybko się okazało, że oczywiście są otwarci na merytoryczne argumenty, więc nie było żadnego problemu.

JP: No i też jeśli to nie był jakiś wielki las, tylko młode drzewa, to pewnie nie było Lasom aż tak szkoda.

AK: Tak, bo tam drzewa są dwudziestokilkuletnie, a wiek rębności mają gdzieś w okolicach setki. Projektując granicę rezerwatu braliśmy pod uwagę przede wszystkim faktyczny obszar, po jakim węże się przemieszczają, tam gdzie myśmy je stwierdzali. Analizowaliśmy też warunki mikrosiedliskowe, więc wiedzieliśmy, które z terenów przyległych mają potencjał i nie chcieliśmy na siłę włączać za dużo terenu. 

RH: Powstanie rezerwatu “Gogolińskie Gniewosze”  to wielki sukces dla polskiej przyrody, Gratulujemy! Dzięki Waszym działaniom miejsce o największym zagęszczeniu gniewosza i jego największa populacja będzie chroniona. Dziękujemy za rozmowę!